"Przygody liska Florka" cz.8 aut. Celina Kurowska

2015-08-07 14:39
3 minuty czytania

Zbliżało się lato. Na świecie pojawiły się dzieci saren, wilków, jeży i ptaków. W całym Jasnym Lesie słychać było wesołe odgłosy bawiących się młodych, ale najhałaśliwiej było na Polanie Siedmiu Sosen. Florek i Róża również stali się dumnymi rodzicami pary młodych lisków. Synek otrzymał imię Prorek a córeczka Marcysia. Wszystkie dzieciaki wciąż miały ochotę biegać, podskakiwać, przewracać się i turlać, więc ich tatusiowie zrobili na środku polany duże boisko do zabawy. Było to wygodne dla wszystkich, bo małe zwierzątka wspólnie się bawiąc uczyły się wzajemnego zrozumienia i tolerancji a równocześnie ich rodzice mogli bez przeszkód czuwać nad ich bezpieczeństwem. Mijały beztroskie dni i tylko coraz częściej w lesie pojawiały się grupki ludzi, którzy przychodzili zbierać pierwsze poziomki i borówki. Czasem przybywały nawet większe grupy wycieczkowe. Jedni zachowywali się bardzo poprawnie, uczyli się rozpoznawać gatunki roślin i zwierząt. Robili notatki i zdjęcia. Ale zdarzały się też takie grupy wycieczkowe, których uczestnicy zostawiali po sobie mnóstwo papierków, pustych opakowań po napojach a nawet rozbite szklane butelki. Uczestnicy jednej ze szkolnych wycieczek byli wyjątkowo uciążliwi. Łamali gałęzie i hałasowali przez długie godziny, aż zwierzęta nie mogły się doczekać, kiedy sobie wreszcie pójdą z Jasnego Lasu. Rankiem następnego dnia wilk Wilhelm głośno wyrażał swoje niezadowolenie z tej sytuacji.

- To jest bardzo nieodpowiedzialne zachowanie ludzi - denerwował się. - Przecież las to nie śmietnik - mówił.
- Dobrze, że jeszcze ognia nie zaprószyli - dodał również niezadowolony niedźwiedź Wiktor. Tymczasem lis Zygmunt razem z Florkiem nie tracili czasu na narzekania. Razem z innymi starali się naprawić boisko na polanie, które zostało wczoraj uszkodzone przez niemądrych ludzi. Florek wiedział jak ważne jest bezpieczeństwo młodych, bo sam przecież, jako mały lisek, zgubił się w lesie. Po południu dzieciaki mogły już bez przeszkód baraszkować na wspólnym placu zabaw aż do końca dnia. Zaaferowane zwierzęta nie zwróciły uwagi, że akurat ten dzień był najdłuższym dniem w roku i został nazwany przez ludzi letnim przesileniem. Kiedy nastała najkrótsza noc, mieszkańcy Polany Siedmiu Sosen usłyszeli podejrzane odgłosy. Ktoś przedzierał się przez zarośla. Niestety, sporych rozmiarów nocny obłok przesłonił światło księżyca i nie było wiadomo, kto to jest. Obudzone zwierzęta siedziały cichutko jak "mysz pod miotłą" czekając na wyjaśnienie zagadki. Gdy nagle rozległ się dziewczęcy okrzyk bólu.
- Przebiłam stopę! O, jej, jak boli! - Krzyki dziewczęcia niosły się po całym lesie.
- Czekaj, zaraz wyjdzie księżyc to zobaczę, co ci się stało! - Krzyczał drugi dziewczęcy głosik.
- O, nie! Nie wytrzymam! Zemdleję!- Zawołał po chwili, gdy jasna księżycowa poświata rozjaśniła ciemności. W lesie zapanowała złowroga cisza. Florek i Zygmunt pobiegli dziewczętom na ratunek. Jedna rzeczywiście zemdlała a druga miała skaleczoną stopę i nie mogła się ruszać.
- Co one tu robią? Same w nocy w lesie? -Florek nie mógł zrozumieć ich postępowania.
- To taki stary przesąd, że tylko w noc świętojańską można znaleźć kwiat paproci - wyjaśnił szybko Zygmunt.
- A po miały by go szukać? - dalej dziwił się Florek - przecież paprocie nie kwitną.
- Oj Florku, to prawda, że paprocie nie mają kwiatów, ale ludzie wierzą, że w tę najkrótszą noc w roku w magiczny sposób kwiat paproci jednak zakwitnie, a osoba, która go znajdzie będzie miała wielkie szczęście w życiu - objaśnił dalej Zygmunt.
- Na razie to te dwie pannice będą miały szczęście, jak bezpiecznie wrócą do domu - odezwał się Florek.
- No właśnie, jak to zrobić? Nawet, jeśli niedźwiedź Wiktor zgodzi się je zanieść do wioski, to one mogą się go bardzo przestraszyć. Same też nie zdołają wrócić do domu - Zygmunt głośno snuł rozważania.
- Wymyśliłem sposób! - wykrzyknął Florek - pobiegnę do domu starszego pana na skraju lasu i sprowadzę pomoc.
Zygmunt zgodził się na takie rozwiązanie i pozostał, aby czuwać przy dziewczynkach. Florek bez trudu trafił do właściwego domu. Poznał szopę, w której starszy człowiek wyleczył go i odchował, ale nie zwracając uwagi na szczekającego psa zastukał łapką w okno pokoju. Starszy pan obudził się i poznał Florka. Zrozumiał, że sprawa jest wyjątkowej wagi. Błyskawicznie ubrał się on i jego dorosły wnuk. Wzięli latarki i ruszyli do lasu w ślad za młodym lisem. Mężczyźni bez trudu dotarli do dziewczynek, które głośno płakały, przerażone całą sytuacją. Kiedy wnuk opatrywał skaleczenie, Florek i starszy pan wymienili tylko porozumiewawcze spojrzenie.
- Jestem z ciebie dumny - powiedział cicho człowiek, zanim oba lisy znikły w gęstwinie lasu. Jeszcze przed świtem, czwórka ludzi wróciła do wioski. Skaleczenie stopy okazało się powierzchowne, ale starszy pan zgłosił w szkole potrzebę uprzątnięcia lasu jeszcze przed wakacjami. Uczniowie musieli poświęcić cały dzień na zbieranie śmieci, które może wcześniej sami niefrasobliwie tam pozostawili.
- To niestety nauczka dla nas wszystkich - powiedziała na zakończenie pracowitego dnia pani dyrektor. - Ten dzień można było spędzić w kinie lub teatrze, ale z powodu bezmyślnego zachowania niektórych ludzi musieliśmy poświęcić go na sprzątanie. Mam nadzieję, że już nikt z was nie będzie zaśmiecał lasu, który jest domem dla zwierząt i miejscem odpoczynku dla ludzi.

c.d.n.

... zapraszam do lektury kolejnych przygód liska Florka, oraz bajek i opowiadań inspirowanych naszą piękną miejscowością ... 

Celina Kurowska, Stowarzyszenie Wspierania Inicjatyw Głogoczowa,

sierpień 2015r.

Głogoczów Edukacja i kultura Teksty Opowiadania
Ustawienia dostępności
Wysokość linii
Odległość między literami
Wyłącz animacje
Przewodnik czytania
Czytnik
Wyłącz obrazki
Skup się na zawartości
Większy kursor
Skróty klawiszowe