W Jasnym Lesie mieszkańcy z optymizmem witali każdy wiosenny dzień. Wszyscy mieli wyśmienite humory a fakt, że prawie wszystkie rodziny zwierząt oczekiwały swoich potomków, wprowadzał w zaczarowanym lesie niesamowitą atmosferę radosnego oczekiwania. Jako pierwsze na Polanie Siedmiu Sosen pojawiły się dzieciaki w rodzinie zająca Teofila. Dumny tata chętnie witał gości odwiedzających jego maluszki, które uroczo prezentowały się na wygodnym legowisku z trawy.
Florku, my też powinniśmy ich odwiedzić - powiedziała Róża. W prezencie wzięli bukiet świeżych traw i ruszyli w odwiedziny. Nie musieli iść daleko, bo zajęcza rodzinka umościła się w trawie pod drugą z siedmiu sosen rosnących na polanie. Po przywitaniu i gratulacjach złożonych rodzicom, lisiczka Róża wdała się w pogawędkę z zajęczycą Lilą. Tymczasem Florek z podziwem przyglądał się małym zajączkom. Faktycznie, leśne maluchy naprawdę umieją chodzić. -I chociaż są takie malutkie, to niemal nie różnią się od swoich rodziców - głośno komentował zdumiony ich widokiem.
- Masz rację - potwierdził Teofil.- Młode zajączki od pierwszej chwili, kiedy pojawią się na świecie, potrafią prawie wszystko, ale potrzebują mleka matki, aby urosnąć.
- To zupełnie inaczej niż maluszki u ludzi - zastanawiał się dalej Florek. - Czyli, zwierzęta, jako rodzice, nie muszą się dużo napracować? - po namyśle zapytał Florek.
- Nie masz racji - zaprotestował Pan Zając. - Wiele młodych w lesie wymaga troskliwej opieki rodziców. Na przykład młode u lisów, a wiec i twoje dzieciaki Florku, jak pojawią się na świecie będą umiały stanąć na własnych nóżkach, ale przez dwa pierwsze tygodnie będą maleńkie i ślepe. Wtedy opieka bardzo jest im potrzebna. Najpierw będzie im niezbędne mleko mamy, ale wkrótce będą potrzebować miejsca do biegania blisko domu. Konieczny będzie taki udeptany placyk koło nory, którego budową zajmuje się właśnie tata maluchów. - Placyk? - Florek nie krył zdziwienia.
- Ach, Florku, masz jeszcze trochę czasu - uspakajał go Pan Zając - a teraz chodź poczęstować się herbatą.
Gdy maleństwa usnęły, panie też przyszły na herbatę. Ale nieoczekiwanie maluchy zaczęły piszczeć ze strachu. Cała czwórka pobiegła do nich. Kiedy już przerażone młode tuliły się do futra swojej mamy, oczom wszystkich ukazała się przyczyna całego strachu. Na środku wygodnego legowiska, leżało sporych rozmiarów białe ptasie jajo.
- Jak ono tu się znalazło? - dociekał Florek.
- Nie ma żadnych śladów - odpowiedział Teofil, który obejrzał już wszystko dookoła.- To jajko musiało tu po prostu spaść z góry i miało sporo szczęścia, że się nie rozbiło - głośno dedukował Teofil.
- Ależ, to może być jajko kukułki - odezwała się Róża. - Słyszałam, że one tak robią - dodała. - Naprawdę. Jakaś kukułka zgubiła jajko! -wykrzyknął Florek - to koniecznie trzeba będzie go oddać zanim całkiem zziębnie.
- Nie gorączkuj się tak Florku - uspokoił go Teofil.- Jeśli to prawda, to nie ma możliwości oddać go kukułce. Ona nie buduje wcale gniazda i nie umie wychować młodych. Podrzuca jajko innym ptakom, którzy jako rodzice zastępczy wychowują je jak swoje.
- Ale co my zrobimy z tym jajem? -zmartwiła się zajęczyca Liliana - przecież nie wychowamy kukułki jak zajączka. Co tu robić? Co robić w takim kłopocie?
Nagle pojawił się jeleń Jędrek.
- Wy tu sobie gadu gadu i nie słyszycie jak sowa Klara pohukuje z rozpaczy, że ktoś ukradł im z dziupli jedno z jajek. Jej mąż to nawet poleciał sprawdzić czy to nie jest sprawka wędrownego jastrzębia. Ooo! Jednak zguba się znalazła - oświadczył Jędrek widząc białe jajko. - Biegnę uspokoić Klarę - krzyknął na odchodne i zniknął równie nieoczekiwanie jak się pojawił. Jak się okazało, jajko przypadkowo wypadło z sowiej dziupli, która znajdowała się w pniu sosny nad legowiskiem zajęcy. Teraz wystarczyło go tylko przetransportować kilka metrów w górę i oddać Klarze, która siedziała na pozostałych jajkach. Niestety nikt nie umiał tego zrobić, a czas naglił, bo jajko mogło się wyziębić.
- A może ja będę w stanie tak wysoko podskoczyć, aby to jajo wrzucić z powrotem do dziupli - zgłosił się Florek.
- Ej, chyba nie dasz rady, bo lisy skaczą tylko na dwa metry w górę a dziupla jest jeszcze wyżej - powątpiewał jeleń Jędrek. - Ale jeśli skoczysz z moich pleców to może wspólnie uratujemy to jajo.
Florek ostrożnie wziął go w łapy, potem wspiął się na grzbiet jelenia i wytężył w sobie wszystkie siły, jakie miał, aby wykonać najwyższy skok w swoim życiu. Wszyscy na polanie z zapartym tchem patrzyli, jak zwinny młody lis wyskoczył tak wysoko, że udało mu się bezpiecznie podać jajo matce siedzącej w dziupli. I tylko lądowanie nie wyszło mu już tak precyzyjnie. Upadł po drugiej stronie sosny na niewielką stertę zeszłorocznych, suchych liści.
- A łaaa...a łaa...Coś mnie okropnie ukłuło w pupę - zawołał Florek.
- Suche liście nie kłują - orzekł Teofil. -Zejdź z nich i chodź świętować najodważniejszy skoczku w całym Jasnym Lesie - mówił dalej Teofil. Ale sterta liści zaczęła się sama poruszać i oczom wszystkich ukazały się dwa zaspane jeże. Ziewnęły głośno i zapytały - Kiedy przyjdzie wiosna?
- Oj, śpiochy, wiosna już dawno przyszła - odrzekł Jędrek. - Otrzepcie się z liści i bierzcie się do pracy, bo dzięki Florkowi nie przespaliście całej wiosny.
- Właściwie to dzięki udanej akcji ratowania naszego jaja - odezwała się Klara ze swojej dziupli.- Chcę podziękować Florkowi i Jędrkowi i myślę, że jeże też powinny im obu podziękować - dodała pouczającym tonem.
- Dziękujemy, oczywiście, że dziękujemy, ale mamy mało czasu - zapiszczały oba jeże i potuptały w pobliskie krzaki.
- I znów wszystko dobrze się zakończyło - skwitował całe wydarzenie Florek, gdy wracał z Różą do domu.
c.d.n.
Celina Kurowska, Stowarzyszenie Wspierania Inicjatyw Głogoczowa,
czerwiec 2015r.