Zbliżał się koniec wakacji. Niestety, po lipcowych upałach nastał deszczowy sierpień. Na Polanie Siedmiu Sosen zrobiły się olbrzymie kałuże. Florek z kawałka kory zrobił łódeczkę, którą wyposażył w żagiel z liścia, aby każdy podmuch wiatru mógł nią poruszać. Zabawa spodobała się innym zwierzętom. Niestety, wesoły gwar, jaki czyniły przerwał ryk niedźwiedzia.
- Woda naruszyła most! - krzyczał przejęty Wiktor - utknął na nim autobus z dziećmi wracającymi z kolonii! Ja sam nie dam rady im pomóc - zakończył już bardzo smutnym głosem.
Na polanie zaległa cisza.
- Trzeba zorganizować akcję ratunkową! - jako pierwszy odezwał się lis Florek.
- To nie będzie takie łatwe - powiedział po namyśle wilk Wilhelm.
- Ale gdybyśmy poprosili o pomoc bobry, to mogłoby się - udać - odezwał się lis Zygmunt.
- Ale bobry mieszkają bardzo daleko, a pomoc jest potrzebna zaraz - realnie ocenił sytuację niedźwiedź Wiktor.
- To ja pobiegnę do nich najszybciej jak tylko umiem - zawołali równocześnie lis Florek i jeleń Jędrek.
- Najszybciej doleciałaby do nich Klara -skwitował Wilhelm - ale skoro znów zaczyna padać, to sowa nie będzie mogła fruwać z mokrymi piórami.
Tak więc Florek i Jędrek bez zwłoki ruszyli w drogę. Niestety, las miejscami był tak nasiąknięty wodą, że nogi ciężkiego jelenia zapadały się. Tylko lekki i zwinny Florek przebiegł po bagnistym gruncie i wezwał na pomoc bobra Antoniego i jego syna Anatola. Aby szybko dotrzeć do zagrożonego mostu, bobry wybrały najkrótszą drogę. Po prostu popłynęły wzburzoną od powodzi rzeką. Zmęczony Florek musiał wracać przez bagna, ale dalszą drogę odbył już na grzbiecie Jędrka.
A sytuacja z każdą chwilą stawała się poważniejsza. Kiedy autobus gwałtownie wpadł przednimi kołami w rozpadlinę, jaka utworzyła się na uszkodzonym moście, to na skutek uderzenia o kierownicę pan kierowca rozbił czoło i stracił przytomność. Obie panie opiekunki biegały po autobusie i starały się uspokoić przerażone dzieci. Niestety most pękał dalej a wody ciągle przybywało. Lada moment most mógł całkiem się przerwać i wtedy autobus wpadłby w odmęty wzburzonej rzeki. Bobry pojawiły się niemal w ostatniej chwili. Szybko przystąpiły do zabezpieczania zagrożonego mostu. Antoni zajął się ścinaniem najbliższego, wielkiego drzewa, które z hukiem upadło w poprzek rzeki osłaniając zagrożony most. Anatol, jako że był młodszym bobrem, z trudem ścinał kolejne drzewo. Niedźwiedź Wiktor widząc grozę sytuacji z całej siły nacisnął na nie do końca ścięty pień. Drzewo trzeszcząc przeraźliwie nareszcie upadło tworząc dodatkowe zabezpieczenie.
Ale autobus dalej stał na zagrożonym moście! Widząc to Wiktor zaczął z całej siły wypychać uwięziony pojazd. W rozkołysanym autobusie kierowca nagle się ocknął i włączył silnik. Koła zaczęły się poruszać i z wielkim trudem wyskoczyły z pułapki. Zjeżdżając z mostu na drogę do wsi, autobus nareszcie opuścił zagrożony teren.
- Udało się! Udało! - krzyczał Florek, który wraz z innymi zwierzętami obserwował całą akcję.
Tego dnia deszcz nie przestał padać, ale nazajutrz rankiem pojawiło się na niebie długo wyczekiwane słońce a nawet kolorowa tęcza.
Po południu na Polanę Trzech Sosen, tuż koło nory Florka i Róży, spadło dziwne urządzenie. Był to duży kolorowy latawiec. Florek z Różą oraz ich dzieci, Prorek i Marcysia, zaczęli go oglądać. Przyszli do nich nawet Zygmunt i Aniela. Rodzina lisów z wielką ciekawością podziwiała wielkie skrzydło latawca oraz kolorowe sznurki z kokardkami, które były do niego doczepione. Prorek i Marcysia zaczęli się nawet nimi bawić, a Róża i Aniela przyszły sprawdzić, czy tą zabawą nie zrobią sobie krzywdy. Zygmunt natomiast, chodząc po latawcu, oceniał materiał, z którego był zrobiony.
I wtedy, gwałtowny podmuch wiatru uniósł latawiec, na którym znalazły się lisy. Florek widząc, że cała jego rodzina unosi się do góry, w ostatniej chwili złapał zwisający sznurek. Myślał, że zatrzyma latawiec, ale silny wiatr porwał wielkie skrzydło wysoko w górę i przemieszczał nad koronami drzew. Florek, wisząc na sznurku pod latawcem, nie miał innego wyjścia. Musiał wdrapać się do góry. Po chwili był już razem z rodziną. Wielki, kolorowy latawiec wraz z lisami unosił się jeszcze chwilę nad Zaczarowanym Lasem a potem zniknął w białych obłokach zapowiadających piękną słoneczną pogodę.
Koniec.
Celina Kurowska, Stowarzyszenie Wspierania Inicjatyw Głogoczowa,
październik 2015r.
( autorem malowanki "Domek Florków" jest Bogumiła Sowa)