Jedną z najciekawszych funkcjonalności jakie przyniosły ze sobą media społecznościowe (między innymi Facebook) jest możliwość dzielenia się ze znajomymi ciekawymi stronami znalezionymi w niezmierzonych zasobach Internetu. Gdy surfując po wirtualnym świecie trafimy na ciekawy interesujący artykuł, fajne zdjęcie czy zabawny filmik, możemy zazwyczaj odnaleźć charakterystyczny przycisk, po którego kliknięciu, na naszym profilu w Facebooku pojawi się wpis że "lubimy to" wraz adresem do polecanej strony.
Niestety, narzędzie to, chętnie wykorzystywane przez twórców serwisów internetowych w celach promocyjnych, coraz częściej jest nadużywane i wykorzystywane w sposób który z etyką w sieci (netykieta) nie ma nic wspólnego.
W ostatnim czasie, na profilach moich znajomych zauważyłem że lubią i komentują teksty które są co najmniej dziwne. Spróbujmy się więc przyjrzeć zjawisku.
Jedna z takich "aplikacji o nieczystych intencjach" rozsyła link do strony o chwytliwym tytule "PO TYM CO ZROBIŁA ROZSTALI SIĘ W DNIU ŚLUBU!". Strona wygląda na całkiem normalną poza małym drobiazgiem - żeby zobaczyć zawartość należy wpisać kod zabezpieczający! Czy spotkaliście się z takim mechanizmem w poważnych serwisach informacyjnych? Nie? ja też nie, ale spróbujmy:
Słowo zabezpieczające potraktowałem luźno - zamiast oczekiwanego "Chrzanów" wpisałem "to jest komentarz" i wkrótce uzyskałem dostęp do strony z krótką historyjką z gatunku legend miejskich. Poniżej zamieszczony był obrazek jako żywo przypominający osadzony z popularnego serwisu filmik. Że jest to kolejna mistyfikacja łatwo się było przekonać. Gdy przestawić przeglądarkę w tryb "ignoruj style" okaże się ni mniej ni więcej że jest to tylko sprytne złożenie zwykłego zdjęcia i animowanej grafiki ładującego się filmu.
Zdjęcie nawiasem mówiąc, wygląda na ukradzione gdzieś w sieci, ale nie to jest ważne. Istotne jest to, że żeby ów rzekomy film obejrzeć należy po raz kolejny przejść procedurę zabezpieczającą - tym razem trzeba podać numer telefonu, zaakceptować regulamin i potwierdzić pełnoletność. Proste? no przecież banalnie proste. Kto by czytał w regulaminie że wykonując powyższe czynności zamawiamy abonament, w ramach którego co kilka dni będziemy otrzymywali kosztującego parę złotych sms\'a z kodami dostępu do "interesujących filmików".
Pachnie szwindlem i naciągactwem? Ano cuchnie nawet! Więc co sprawia że linki do tej i podobnych stron krążą po internecie? Przecież świadomie nikt nie podrzucałby swoim znajomym takiego kukułczego jajka. Tu właśnie winny jest ów mechanizm facebook\'owy. Wróćmy nieco wyżej, do momentu gdy wpisałem tekst w pole zabezpieczające dostęp do strony. Otóż, po wykonaniu tej czynności na tablicy w FB pojawi się wpis o skomentowaniu artykułu:
Ale skąd on się wziął? Przecież - jak było to wcześniej pokazane - nigdzie nie klikałem w "lubię to" ani w "udostępnij"! Skąd więc ów wpis na mojej tablicy? To sprawka pewnego sprytnego skryptu, który przycisk "lubię to" zastąpił napisem "zamknij" zamykającym zabezpieczenie przed dostępem do strony, i zamieniającym wprowadzony tam tekst na komentarz. Twórcy owej strony znają ludzką naturę i wiedzą jaką słabością jest ciekawość. Skoro nasz znajomy przeczytał, skomentował i udostępnił taki ciekawy artykuł to musi to być coś ciekawego. Więc samemu też się chce zaglądnąć.
Na szczęście, w serwisie Facebook, można skorzystać z dziennika aktywności, i tam, odszukać wpis o polubieniu czy dodaniu komentarza, i klikając w ikonkę w prawym górnym rogu usunąć go.
Po tym zabiegu wpis powinien zniknąć z naszej tablicy. Tu mała dygresja - nie zawsze zaglądając na swoją tablicę zobaczymy to co widzą u nas inni. Dlatego warto jest z "Dziennika aktywności" korzystać i czasami do niego zaglądać.
Wnioski? w świecie wirtualnym warto zachowywać daleko idącą ostrożność bo konsekwencje mogą być zgoła niewirtualne.